Palestrina i Grand Prix znad pianina - jesienne wojaże Chóru UW

Apollo i muzyTo człowiek chóru - zwykło mówić się o kimś, dla kogo śpiew w zespole stanowi życiową pasję i ujście artystycznych ambicji. Człowiek taki ma rodzinę, szkołę i pracę, ale często to właśnie chór jest jego modus vivendi. To człowiek chóru - można, choć w innym wymiarze, powiedzieć zagłębiając się w biogram Giovanniego Pierluigiego da Palestriny. Wybitny włoski kompozytor późnego renesansu zaprosił nas do siebie na przyjęcie, którego leitmotivem była jego muzyka.



Książę chórów

Giovanni Pierluigi da Palestrina na rynku w rodzinnym mieście.Asumptem do wyjazdu do Palestriny był doroczny festiwal - przegląd twórczości "księcia muzyki", jaki w jego rodzinnym mieście organizuje tamtejsza fundacja imienia kompozytora. Przez pięć dni w kilku kościołach rozbrzmiewały niezliczone msze, motety, miasteczko Palestrinahymny, psalmy, lamentacje, ofertoria i litanie Palestriny, który swój talent oddał w całości chóralistyce, pisząc wyłącznie utwory na chór a cappella. Jak przyjąłby mistrz swoje dzieła wykonywane w jego ukochanej katedrze, dla potrzeb której wiele z nich skomponował? Czy byłby content ze swoich spokojnych i pozbawionych melizmatyki linii melodycznych, słuchając ich niemal pół milenium później? Czy odnalazłby charakterystyczną dla siebie przejrzystość konstrukcji polifonicznej i czytelność tekstu? Czy nasze wykonania uznałby za ideał faktury wokalnej, za który w XVI wieku Kościół uważał jego utwory? Ile z tzw. stylu palestrinowskiego pozostało w dźwiękach podczas październikowych koncertów na festiwalu?

In musica e vino veritas

Sesja na schodachZ pewnością bardzo dużo, kiedy mówimy o gwiazdach święta muzyki w Palestrinie - światowej klasy kwartecie Hilliard Ensemble czy znakomitej grupie wokalnej Tallis Scholars. Inni, jak Chór Akademii Muzycznej we Frankfurcie i Ensemble Officium z Tubingen, do doskonałości mieli nieco dalej, ale wzbudzili owację publiczności. Dla nas koncerty w Palestrinie były okazją, by lepiej poznać i rozsmakować się w muzyce dawnej. Nie to, byśmy wcześniej nie mieli w repertuarze dzieł Tallisa, Quando la seraPitoniego, Zieleńskiego czy Wacława z Szamotuł. Co więcej, na koncerty we Włoszech przygotowaliśmy Exultate Deo, Nigra Sum i Tu Es Petrus Palestriny. Nie jest jednak tak, by XVI-wieczna muzyka stanowiła dominantę naszego repertuaru. Od lat konsekwentnie stawiamy na varia i dlatego na festiwalu zaproponowaliśmy sporo renesansu, trochę klasyki, ale też romantyzm i współczesność (Rachmaninow, Łukaszewski, Susask, Nees i Świder). Włosi, którzy bel canto mają we krwi, przyjęli nas ciepło. Zaprosili do udziału we wspólnym koncercie na zakończenie festiwalu, podarowali na pamiątkę rzeźbioną głowę Palestriny, która zajęła należne miejsce w naszej okolicznościowej gablotce, wreszcie, podczas wspólnego poczęstunku, sprawdzili razem z niektórymi z nas prawdziwość swojej ulubionej sentencji in vino veritas.

Prawdziwy człowiek chóru

Corem et circenses!Włoskie tourne jesienią 2006 obejmowało także pobyt w położonej pod Rzymem Vitinii. Spiritus movens tej części wyjazdu była Maria Szpądrowska – przed ponad 30 laty alt w naszym Chórze, obecnie dyrygentka amatorskiego zespołu z sąsiadującej z Vitinią Acili. Pani Maria to człowiek chóru par excellance. Zorganizowała nam dwa koncerty, w kościele w Acilii i na Uniwersytecie Sapienza w Rzymie. Nareszcie mogliśmy wyjść poza repertuar sakralny i uderzyć mocniej w rozrywkowo-ludową nutę (Michelle, Nieznakomka, Pado Dysc). Mieliśmy też kilka dni na zwiedzanie Rzymu i czas na audiencję u Papieża Benedykta XVI. Znaleźli się i amatorzy kąpieli w Morzu Śródziemnym, w położonym nieopodal Vitinii Cristoforo Colombo.
Na zboczach PalestrinyPoprzedni wyjazd do bene CHURWłoch, latem 2005, kojarzy sięludziom Chóru Akademickiego z wakacjami,słońcem, kąpielą w ciepłym jak zupa jeziorze Garda. Tydzień spędzony w Italii wczesną jesienią 2006 był zupełnie inny - przepojony muzyką i historią, które mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Pozostały po nim wspomnienia i spoglądający na klawiaturę chóralnego pianina Palestrina.


Grand Prix

Rybnicka jesieńPaździernik był czasem koncertowej galopady w wykonaniu naszego Chóru. Tuż po powrocie z Włoch udaliśmy się na II Rybnicką Jesień Chóralną pod patronatem Henryka Mikołaja Góreckiego.







Po nie do końca zadowalających bojach konkursowych w sezonie 2005, dość szybko przełamaliśmy resentyment do występów ocenianych na punkty. Warto było! Sięgnęliśmy w Rybniku po Grand Prix, a nasza szefowa Irina otrzymała tytuł najlepszego dyrygenta! Po 36 latach, bo tyle minęło od poprzedniego Grand Prix w angielskim Middlesbrough, choć przez chwilę mogliśmy popuszyć się rolą gwiazd, tych, którzy śpiewają najlepiej. Argumenty, że na Śląsk przyjechało niewiele chórów i że ich poziom był jednak niższy od tego, jaki prezentowały zespoły w hrabstwie North Yorkshire w 1970 roku, przekonać mogą tylko zatwardziałych defetystów. Daliśmy w Rybniku bardzo dobry koncert, wznosząc się w kilku momentach, w trudnej akustycznie, małej i głuchej salce koncertowej, na wyżyny. Wręczenie dyplomu i statuetkiDość powiedzieć, że podczas brawurowo wykonanej Nieznakomki Jurija Falika na twarzy przewodniczącego jury, profesora Jana Wincentego Hawla, zagościł szeroki uśmiech, a ręce aż wyrywały mu się do dyrygowania. Miał rację Nietzsche, mówiąc, że "mocą muzyki namiętności lubują się w samych sobie".
Grand Prix przywiezione z miejsca, w którym tradycja śpiewu jest szczególnie kultywowana ma wymiar doczesny i materialny, bo posypały się za nim propozycje koncertów. Ma jednak przede wszystkim charakter ponadczasowy, bo taka jest muzyka, która nam je przyniosła.

Tomek Lach
Tomasz Lach
,
autor śpiewa basem
w Chórze Akademickim UW


zdjęcia:
archiwum ChAUW


Wszystkich, którzy czytając powyższe, poczuli chęć dołączenia do naszego zespołu i przeżycia kolejnych pasjonujących koncertów i wyjazdów, zapraszamy na przesłuchania w październiku.