Słodkiego miłego życia - włoskie tournee Chóru Akademickiego UW

Bassano del Grappa Letnie wakacje są dla Chóru Akademickiego UW czasem zagranicznych wojaży. W tym roku wybór padł na Włochy. Nadrzędny element takich wyjazdów stanowią koncerty. Nawet w czasie kanikuły nie jesteśmy bowiem od tego, żeby nie zaśpiewać. Wokalne nieróbstwo jest nam z zasady obce.






Upalna szajba

WeronaLetni modus vivendi Chóru UW w postaci zagranicznego tournee sprawdza się od lat. Nasza muzyka trafia do pałaców i pod strzechy. W ostatnich latach śpiewaliśmy w Moskwie, Petersburgu, Berlinie czy Las Palmas. Teraz wzięliśmy się za nieco mniejsze i małe skupiska ludzkie w północnych Włoszech, a wszystko zaczęło się w Weronie

Właśnie przyjechaliśmy do Werony.Raz mi pot zalewał oczy, bo spędzałem lato w mieście, gdzie normalnie nas zaskoczył upał, stopni ze 40., śpiewa w swojej Szajbie Wojciech Młynarski. Upał w Weronie na przełomie czerwca i lipca to normalna sprawa, jednak w tym roku miasto nad Adygą zaskoczyło wszystkich. Niemiłosierny skwar, pod którego potęgą padali nawet Włosi, powodował, że najlepszym sposobem przetrwania było... słodkie nieróbstwo.


Werona nocą.Owszem, Werona ma liczące prawie 2000 lat Arenę i Teatro Romano, na Piazza dei Signori można podziwiać pomnik Dantego, to tutaj przyjezdni udają się do domu Julii Capuletti, by pod romantycznym balkonikiem dotknąć nagiej, mocno wytartej piersi najsłynniejszej kochanki w historii literatury. Można w Weronie przechadzać się średniowiecznymi i renesansowymi uliczkami,Targ w Weronie powierzyć Julii swoje miłosne życzenia, przebierać do woli w przecudnych straganach z pamiątkami, kanapkami i owocami na Piazza dell'Erbe, ale można też oddać się słodkiemu nieróbstwu. Przy zachowaniu przyzwoitego minimum zwiedzania, chóralne dolce far niente ograniczyło się do miejskiego basenu i długiego nicnierobienia w zacienionym ogrodzie schroniska, które było w Weronie naszym lokum.

Mr Rules

Nasi gospodarze w akcji.Mieliśmy nad Adygą wspaniałych gospodarzy - miejscowy chór La Scatola Armonica. Nauczyciele, bankowcy, przyjaciele z czasów studiów tworzą zespół kochający śpiew. Nas znaleźli w Internecie i zaprosili do siebie. Pierwszego wieczora zostaliśmy przyjęci kolacją w rezydencji signor Adelino, ojca 9 dzieci, spośród których dwójka czynnie udziela się w La Scatola. Nestor rodu pełnił rolę honorowego gospodarza tego garden party, a do dyspozycji obok Już za chwilę damy 'koncert na wodzie'suto zastawionych stołów w ogrodzie pozostawił nam pięknie oświetlony odkryty basen. O kąpieli w scenerii rodem z hollywoodzkich willi marzył każdy z nas, ale dopiero odważna koleżanka Anna z altów jako pierwsza wskoczyła do wody, czym dała impuls całej reszcie. Wczesnym wieczorem niemal wszyscy znaleźliśmy się w basenie, z którego daliśmy naszym gospodarzom wodny koncert. Miał Haendel swoją Muzykę na wodzie, mamy i my. Signor Adelino promieniał z radości.

Schronisko młodzieżowe w Weronie.Po tym niesamowitym przyjęciu udaliśmy się do schroniska, by piękno wieczora zamienić w piękno nocy. Włoskie bello di notte chcieliśmy, jakże by inaczej, kontynuować w ogrodzie na terenie naszej posesji. Nie było nam to jednak dane, bo zasady są zasadami. Ledwo co rozłożyliśmy się na trawie, rozpoczęliśmy rozmowy i wino, kiedy równo o północy zjawił się stróż obiektu, który włoską angielszczyzną stwierdził: Rules are rules. You must sleep now. Graliśmy na zwłokę, ucichliśmy, licząc na to, że Mr Rules odpuści. Nic z tych rzeczy. Dzień później stoczyliśmy podobny bój z naszym Rulesem, ale o dziwo tym razem włoski stróż porządku zezwolił nam biesiadować do woli.

Lekkie koncerty

Koncert w Thiene.Wyjazd do Włoch okrasiliśmy czterema udanymi koncertami. Można było usłyszeć Akademicki z Warszawy w kościele św. Tomasza w Weronie, w kościołach w Mel i Thiene, a także na otwartym powietrzu - w Villa Cornaro niedaleko miasta Grappa, gdzie produkuje się najbardziej znany włoski mocny trunek. Koncertom tym nie towarzyszyła presja, jaką czuliśmy miesiąc wcześniej podczas konkursów w Legnicy i Hajnówce. Koncerty we Włoszech miały być dla nas przysłowiowym kwiatkiem do kożucha po udanym sezonie artystycznym 2004/2005 (2. miejsce w Legnicy i 1. w Hajnówce). Z jednej strony były przyjemnością, nagrodą, ozdobą wakacyjnego wyjazdu, z drugiej jednak towarzyszyć im musiała należyta koncentracja, artystyczny klimat, chęć i gotowość dania z siebie pełnej palety wokalnych Improwizowany występ w werońskiej katedrze.umiejętności i talentu. Trzeba było zapomnieć o tym, że wyjazd do Włoch to kanikuła, że przyjemny "lajcik" trwa w najlepsze - trzeba było zostawić w sercach słuchaczy jak najlepsze wrażenia. W końcu tak, jak w sporcie, tak i w sztuce noblesse oblige. Wnosząc po reakcji publiczności, spisaliśmy się na medal. Włochom bardzo przypadły do gustu polskie utwory ludowe Pado dysc i Pragną ocki Stanisława Wiechowicza, zachwycili się prawosławnym Bogorodice Diewo Rachmaninowa, z uwagą słuchali współczesnego Cantus Gloriosus Józefa Świdra, a wyjątkową frajdę sprawił im wykonany przez nasze znakomite męskie głosy kanon Viva tutte le vezzose.

{youtube}nGREb5frXLU{/youtube}

Wyśpiewane wino

Wino, kobiety i śpiew.Skoro Italia, to śpiew i wino. Po koncertach gospodarze zapraszali nas na przeciągające się do później nocy kolacje, podawane pod wspólnym mianownikiem pasty i wina. Dolce vita, chciało by się westchnąć na wspomnienie tych pięknych chwil.

Na placu św. Marka w WenecjiSkoro Włochy, to oczywiście też Wenecja. To wyjątkowe miasto odwiedziliśmy już po występach artystycznych, ale śpiewania wciąż nam było mało. Jak Wenecja, to Piazza San Marco, gdzie tłoczą się turyści, by zobaczyć Bazylikę i Pałac Dożów. Turyści mogli tam także usłyszeć Chór z Warszawy. Ktoś z nas wpadł na pomysł spontanicznego koncertu na ulicy. Natychmiast znalazła się jakaś czapka, która w trakcie całkiem obszernego live performance na ulicach i placach Wenecji przyjęła dobrych kilkadziesiąt euro. Nie jesteśmy Nocny koncert w Pradze.od tego, by nie zaśpiewać, nie jesteśmy też od tego, by za ten śpiew nie wychylić kusztyczka, czy dwóch. Za wyśpiewane pieniążki nabyliśmy włoskie wina, na które chętni znaleźli się już w drodze z Wenecji do Pragi. W stolicy Czech czasu starczyło jedynie na krótkie nocne zwiedzanie i małe śpiewanie do kapelusza. Myślami byliśmy już w Polsce, a może jeszcze dalej, w baskijskiej Tolosie, gdzie na przełomie października i listopada weźmiemy udział w Międzynarodowym Konkursie Chóralnym.

WenecjaW drodzeWłochy 2005 zawsze będą nam, ludziom z Chóru Akademickiego UW, kojarzyć się z udanymi wakacjami, słońcem, kąpielą w ciepłym jak zupa jeziorze Garda i przede wszystkim ze znakomitą atmosferą w grupie, którą tworzymy. To było 10 dni słodkiego miłego życia. Bez chłodu, głodu i innych takich.


Tomek Lach

Tomasz Lach,
autor od lat śpiewa basem
w Akademickim Chórze Uniwersytetu Warszawskiego




Wszystkich, którzy czytając powyższe, poczuli chęć dołączenia do naszego zespołu i przeżycia kolejnych pasjonujących koncertów i wyjazdów, zapraszamy na przesłuchania w październiku.