Aleksander Newski nad Newą, czyli impresje z wizyty Chóru Akademickiego w Petersburgu

Plakat filmu S. Eisensteina Aleksander NewskiW lipcu 1240 roku książę nowogrodzki Aleksander powstrzymał aspiracje mocarstwowe Szwedów, zadając im klęskę w bitwie nad Newą. Bez Aleksandra, bohatera narodowego średniowiecznej Rusi, nie byłoby takiego Petersburga, ani takiej Rosji jak dzisiaj. Nie byłoby też wizyty warszawskich studentów nad Newą.
W dniach 19-26 maja Chór Akademicki Uniwersytetu Warszawskiego przebywał na tournee artystycznym w Petersburgu. Kulminacyjnym momentem wizyty w mieście nad Newą był koncert w tamtejszej filharmonii. Pod batutą maestro Jerzego Maksymiuka, z towarzyszeniem orkiestry Filharmonii w Petersburgu chór UW wraz z chórem Państwowego Uniwersytetu w Sankt-Petersburgu wykonał kantatę Sergiusza Prokofiewa Aleksander Newski, a także utwór Wojciecha Kilara Exodus. Okazją do zorganizowania koncertu były obchody 300-lecia założenia miasta Petersburg.


{youtube}7MXc1J9cYj0{/youtube}

На Неве реке 1

Widok na NewęByliśmy w Petersburgu późną wiosną, ale w powietrzu dało się wyczuć chłodny, nieustający oddech arktycznego wiatru. Nietrudno sobie wyobrazić, że przed wieloma laty pierwotna natura stworzyła w miejscu dzisiejszego Petersburga krajobraz płaski i ponury, niemal beznadziejny. Ożywiała go jedynie Newa, łagodnie połyskująca w bladym, północnym blasku. Wijąca się licznymi meandrami wokół swoich wysp, po czym na zawsze uchodząca do Zatoki Fińskiej. Dziś zamiast tego monotonnego krajobrazu widzimy cud. Na brzegach Newy rozpościera się najdalej na północ wysunięta metropolia świata - wspaniałe królestwo "polukrowanych" niemiłosiernie pałaców, ozdobionych klejnotami katedr, złocistych baszt i panoramicznych widoków. Aż dziw bierze, że Petersburg jest dziełem jednego człowieka - cara Piotra Wielkiego, człowieka, który pragnął przebojem wprowadzić Rosję do nowoczesnego świata.

На большой воде 2

Nasi tu byli!Petersburg jest pełen ogromu i wspaniałości, zachwycający dla jednych, przytłaczający i męczący dla innych. Petersburg to jednak przede wszystkim miasto "na wodzie". Brzegi Newy i wielu kanałów połączone są ponad 600 mostami. Woda reguluje tu życie, o czym członkowie naszego chóru mieli okazję się przekonać. Mieszkaliśmy na ....... 50 metrów nad brzegiem rzeki, na wyspie. Newa i zwodzone mosty prowadzące przez nią dzieliły nas od Ermitażu czy Newskiego Prospektu, głównej arterii miasta. Wytrawny turysta, a takich wśród nas nie brakowało, od razu zauważył, że zwodzone mosty to dla innostrańców swoista pułapka. Każda mapa Petersburga podaje godziny, o których poszczególne mosty podnoszone są do góry. Zwykle dzieje się to około 1-2 w nocy. Mosty opadają ponownie bladym świtem.

Przezorny zawsze ubezpieczony. Mapa, zegarek, schemat "zwodzenia" w głowie i można śmiało hasać po metropolii do późna w nocy. Most zwodzony potrafi jednak zwodzić. Most prowadzący do naszego domu jest zgodnie z harmonogramem zwodzony o 1:25. Jakież było nasze zdziwienie, gdy wracając pewnej nocy z wielkomiejskich hulanek i swawol, stanęliśmy o 1:10 przed sterczącym ku gwiaździstemu niebu, stalowo-zimnym mostem, bynajmniej nie prowadzącym w prostej linii do naszego domostwa.

Car Piotr lubił ogrom. Nie dziwi zatem, że najbliższy most leży daleko. Na tyle daleko, by nie mieć pewności czy złapiemy go jeszcze w pozycji horyzontalnej. Tym razem większości się udało. Car, a także następujący po nim rządcy, byli jednak na tyle humanitarni, że pozostawili kilka mostów, które zawsze służą nieuświadomionym turystom. Takich, które nie potrafią "powstawać ze snu". Palenie Wzbronione!Problem w tym, że leżą one koszmarnie daleko od ścisłego centrum miasta. Pozostają taksówki.

Złośliwi uknuli teorię, że dwie najlepiej współpracujące grupy zawodowe w Petersburgu to pracownicy obsługi mostów zwodzonych i taksówkarze. Materia to jednak dość mętna, więc zdrowiej chyba zająć się tym, po co do Petersburga przylecieliśmy, czyli śpiewaniem.

Веселися, пой, мать родная Русь 3

Próba w filharmonii z maestro MaksymiukiemTe radosne słowa padają w ostatniej części kantaty Prokofiewa. Wykonanie Aleksandra Newskiego było dla każdego z nas wielkim i głębokim przeżyciem. Prokofiew napisał muzykę pełną energii, żywiołu, muzykę przejmującą, znakomicie oddającą klimat walki wojsk Aleksandra ze Szwedami. Kiedy wybrzmiał kilku czy nawet kilkunastosekundowy akord kończący dzieło, od razu wiedzieliśmy, że wraz z Prokofiewem, wraz z Aleksandrem Newskim, swój triumf, zadowolenie i radość, wyraziliśmy w śpiewie także i my. Pracowaliśmy nad kantatą ponad pół roku. Tekst muzyczny i słowa znaliśmy na pamięć, ale dopiero koncert z udziałem znakomitej orkiestry i wielkiego dyrygenta, pozwolił nam odczuć prawdziwy, głęboki sens naszej pracy i, w co mocno wierzę, naszej wspólnej pasji.

Pełne zaangażowanieJerzy Maksymiuk traktował nas jak zawodowców. Uwagi maestra były sporadyczne, na ogół kierowane do orkiestry. Chórom się nie dostało, ale też nie mogło. Na karb tremy i emocji należy złożyć jedno czy dwa arcyśmiałe, acz dużo przedwczesne w stosunku do nut, wejście kilku rosyjskich tenorów w Exodusie Wojciecha Kilara. Polski utwór tego koncertu, wykonany w jego pierwszej części, był dla nas szczególnie ważny, gdyż była to premiera tego utworu w Petersburgu.

Exodus był dla naszego chóru nowym doświadczeniem. Po raz pierwszy zmierzyliśmy się z szeptaniem w trakcie utworu, dowolnym wypowiadaniem tekstu, ostinatowym powtarzaniem danego motywu. Zwarty wyskandowany początek, a następnie szeroka, łatwo wpadająca w ucho melodia a la Bolero Ravela stanowiły dla nas duże wyzwanie Koncert na uniwersyteciemuzyczne. Koncert w Filharmonii w Petersburgu był udanym artystycznie projektem.
Tak jak przed rokiem wzięliśmy z powodzeniem udział w konkursie chórów w duńskim Randers, tak tego maja rywalizowaliśmy z wielkimi dziełami muzyki orkiestrowo - chóralnej. Kiedy wielką muzykę śpiewają dwa chóry z dużych uczelni, wzajemne porównania i konfrontacje są nieuniknione.

Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz

Dream teamTę maksymę często przywołują potomkowie protoplastów piłki nożnej. Skoro o futbolu, to nasz chór ma funkcjonujący nieoficjalnie męski zespół piłkarski. Trenujemy nieregularnie, bazujemy na ambicji, cechach wolicjonalnych, typowo polskiej, ułańskiej fantazji. W meczach z naszym udziałem nie brak finezji, polotu, heroizmu, przysłowiowego gryzienia trawy. Tak też było w dzień poprzedzający koncert w Filharmonii, kiedy to rozegraliśmy mecz z reprezentacją chóru uniwersytetu w Petersburgu.  

Sportowa rywalizacja wzbudzała, szczególnie wśród męskiej części chórzystów, nie lada emocje. Wracając do tytułowej maksymy, to jesteśmy dobrzy, bo dobry był nasz ostatni mecz. Pokonaliśmy Rosjan 3-2, mimo że graliśmy na nieznanym nam boisku, a rywale mieli w składzie jednego stranieri, urodzonego w Kongo naturalizowanego Rosjanina !!! Mecz na żwirze i błocie, mecz przy zapadających ciemnościach zakończył się wspólną sesją fotograficzną i szampanem. Nie byłoby wygranej bez nieocenionego dopingu naszych kochanych Pań. Gdyby sędzia, notabene członek chóru rosyjskiego i człowiek nieskazitelnie obiektywny, był bardziej otwarty na nowinki w przepisach, kilka naszych altów i sopranów wpisałoby się zapewne do protokołu meczowego.

W Petersburg żyli i działali najwięksi twórcy, Czajkowski, Borodin, Musorgski, Puszkin czy Dostojewski. Ale nad Newą wychowywali się i swój talent rozwijali także arcymistrz szachowy Anatolij Karpow, wielki łyżwiarz figurowy Alieksiej Jagudin czy słynny pływak Władimir Salnikow. Nie przestraszyliśmy się tych nazwisk, atmosfery obcego boiska, nieznajomości rywala. Polska "piłkarska Somosierra" znów górą. I tylko żal bierze, że w tej poważnej piłce jest troszeczkę inaczej.

Zwiedzać każdy może, trochę lepiej i trochę gorzej

Pitiersburskije wieczieraPod koniec maja w Petersburgu ciemności zapadają około godziny 24. Natura zostawiła nam szmat czasu na działalność własną. Czas poza próbami, koncertami, posiłkami, wieczorno - nocnym życiem na mieście i w akademiku, wypełniało szeroko zakrojone zwiedzanie rosyjskiej Wenecji Północy. Kilogramy jakie w naszych plecakach i walizkach zabierały wszelakiej maści przewodniki, mapy i książki turystyczne poszły w ruch już pierwszego dnia. Każdy miał swój klucz, listę życzeń miejsc, których nie można nie zobaczyć, miejsc, bez których wycieczka do Petersburga nie byłaby wycieczką do Petersburga.

Bursztynowa KomnataPrzezorni Rosjanie zorganizowali nam zwiedzanie Ermitażu, rzecz jasna w pigułce, jako że ogrom zbiorów w tym biało- zielonym pałacu, nie pozwala na nic innego. Gospodarze zaopiekowali się nami podczas wypadów do Peterhofu czy Carskiego Sioła. Na dźwięk słów "Bursztynowa Komnata", wielu dostawało gęsiej skórki ekscytacji – Jak to?! , pytano Cały pokój w bursztynach !? Może i tak, ale niewyszukany, acz wysoki na 2 metry parawan, skutecznie uniemożliwił nam podziwianie całej komnaty. Zasłonięta jej część była odświeżana w związku ze zbliżającą się wizytą kanclerza Niemiec.

Wycieczka po kanałachCo niektórzy z nas jednak przypomnieli sobie, że "Polak potrafi". Skok na barki kompana (najczęściej skakała Pani, jej słodkie kilogramy przyjmował zaś Pan) pozwolił szczęśliwcom sycić wzrok bursztynami od parkietu po sam sufit. Duże wrażenie wywarła też synagoga i intonowane w niej ćwierćtonowe wschodnie melodie. Chyba nikt nieoparł się godzinnej przejażdżce motorówką po Newie i okolicznych kanałach. Mieniące się w wodzie słońce, rosyjskie disco polo puszczane przez sternika, wreszcie dodatek wina czy piwa wydatnie uprzyjemniały podróż.

Dyrygent to taki prosty zawód

Ermitaż o zachodzie słońcaSpędziliśmy na północy Rosji niezapomniany tydzień. Zetknęliśmy się z nową kulturą, ciepłymi, serdecznymi ludźmi, których poznakomisja jest tak naturalne, jak nieosiągalne dla wielu z nas. Zauroczył na Petersburg swoją we wszelkich wymiarach innością od tego, co znamy, innością od napierającej z zachodu Europy. Głębszej pointy nie będzie, bo tych point byłoby tyle ile osób, które samolot zabrał 1500 kilometrów na północ od Warszawy.
Dźwięki Aleksandra Newskiego po dzień dzisiejszy są w nas. Nie przypadkiem, na niemal każdym spotkaniu towarzyskim, gdzie większość stanowi Chór Akademicki, przezorny gospodarz jest w posiadaniu płyty CD tudzież kasety audio z kantatą Prokofiewa. Po to, by na życzenie mniejszego bądź większego lobby, przypomnieć po raz kolejny dźwięki, które w maju zabrzmiały w szacownym gmachu Filharmonii w Petersburgu. Pamięta je zapewne maestro Jerzy Maksymiuk, choć towarzysząc nam w samolocie w drodze powrotnej na i w głowie miał już operę Ravela. Jedna z koleżanek-altów nieświadoma obecności mistrza w lotniskowym busie wypaliła: Dyrygent to taki prosty zawód. Trzeba tylko dobrze machać. Maestro tylko się uśmiechnął. Aleksander Newski też by się uśmiał.


1 Na rzece Newie (fragment libretta kantaty Aleksander Newski )

2 Na wielkiej wodzie (j.w.)

3 Raduj się, śpiewaj, matko Rosjo! (j.w.)

Tomek LachTomasz Lach, hobbystycznie śpiewa basem w Chórze Akademickim Uniwersytetu Warszawskiego




Wszystkich, którzy czytając powyższe, poczuli chęć dołączenia do naszego zespołu i przeżycia kolejnych pasjonujących koncertów i wyjazdów, zapraszamy na przesłuchania w październiku